No więc tak. Na wstępie chciałabym Was wszystkich bardzo przeprosić, za to, jak bardzo się opuściłam. Wiem, wiem. Krew podupada a to wszystko moja wina :c
Bardzo Was przepraszam, ale ostatnimi czasy moje zasoby weny to jedna wielka katastrofa.
Do końca sierpnia na pewno nie pojawi się nowy rozdział, ponieważ calutki miesiąc jestem poza domem. Zaczynając od jutra.
W zamian mam dla Was naprawdę krótki One Shot. Liczę, że zrekompensuje Wam to tyle czasu czekania.
Mam nadzieję, że większość z Was, moich czytelników, pomimo tego jak zaniedbałam ten ff, nadal jest ze mną. Jeśli nie, mogę za to winić tylko i wyłącznie siebie.
No cóż. Tym którzy jeszcze ze mną pozostali życzę miłej lektury, i pragnę z całego mojego egoistycznego, Ślizgońskiego serca podziękować <3
__________________________________________________
- Slytherin! - skrzekliwy głos Tiary Przydziału rozniósł się po Wielkiej Sali.
Jej zielona część podniosła aplauz, klaszcząc głośno i wiwatując. Lydia Lestrange z szerokim uśmiechem zeskoczyła z drewnianego, wyświechtanego taboretu i szybkim biegiem skierowała się w stronę swojego brata, siedzącego przy stole Slytherinu z grupką znajomych.
Wcisnęła się między niego, a starszą od niej o rok blondynkę, która po chwili przedstawiła się jako Samantha Travers.
- Slytherin! - Lydia odwróciła się w stronę Tiary Przydziału i zobaczyła Scorpiusa, swojego przyjaciela z dumnym uśmiechem maszerującego w ich stronę.
- No to witamy naszą dumną dwójkę nowych Ślizgonów! - powiedział przystojny szatyn, którego Lydia znała z częstych wizyt w jej domu jako Davida Notta.
Siedział naprzeciwko niej, a na miejscu obok niego usiadł Score. Dziewczyna przybiła sobie piątkę z blondynem.
- Nie żebym spodziewała się innego przydziału, no ale...
Jake, jej brat uścisnął jej dłoń pod stołem, uśmiechając się do niej szeroko.
Przez chwilę rozmawiali, nie zwracając uwagi na innych pierwszoroczniaków. Dopiero, gdy po schodach w kierunku Tiary Przydziału, trzymanej w rękach przez profesora Zabiniego, zaczął się wspinać Albus Potter, syn znanego wszystkim Harry'ego Pottera, na Wielkiej Sali zapanowała cisza, co widocznie jeszcze bardziej zestresowało chłopaka.
Niepewnie usiadł na taborecie, a ciemnoskóry profesor nałożył Tiarę na jego głowę. Przez dość długi czas cała sala milczała, wpatrując się uważnie w skupioną twarz Albusa.
- Slytherin!
Głos Tiary rozniósł się echem po milczącej sali. Nikt się nie odezwał, sam Blaise Zabini wydawał się zaskoczony.
Lydia rozglądnęła się po twarzach otaczających, ją ludzi. Ostatecznie jej wzrok zatrzymał się na twarzy Scorpiusa, który powoli rozciągał usta w uśmiechu. Po chwili wszyscy Ślizgoni zaczęli reagować podobnie, aż w końcu salę wypełnił ich radosny śmiech oraz towarzyszące mu wyjątkowo głośne oklaski.
Albus ociągając się, zsunął się z taboretu i ruszył w kierunku stołu Domu Węża, po drodze rzucając jeszcze niepewne i zmieszane spojrzenia w stronę Gryfonów.
- Mamy Pottera! Mamy Pottera! - wszystkie inne dźwięki zostały zakłócone przez radosne wiwatowanie Ślizgonów.
Scorpius i David natychmiast rozsunęli się, by zrobić miejsce nowemu uczniowi. Chłopak jeszcze raz rzucił zakłopotane spojrzenie na drugi koniec sali, gdzie wciąż panowała niezręczna cisza, po czym zajął zaproponowane mu miejsce.
- No proszę, proszę – odezwał się Andrey, syn profesora Zabiniego – Nie spodziewaliśmy się takich niespodzianek w tym roku, no ale witamy Potter w naszym nie skromnym, Ślizgońskim gronie.
Albus uśmiechnął się nieśmiało. Wszyscy siedzący obok niego, łącznie z Lydią, przedstawili się, jednak chłopak wciąż wyglądał jakby miał zamiar zapaść się pod ziemię, zniknąć, odlecieć, cokolwiek. Lydia nie do końca to rozumiała, na jego miejscu byłaby najszczęśliwszą osobą na świecie. Gdyby miała takiego brata jak on (a co nieco o Jamesie miała okazję słyszeć od Jake'a i jego przyjaciół), zrobiłaby wszystko by dostać się do innego domu niż owy brat. A bycie przydzielonym do Slytherinu powinno być dla niego czymś w rodzaju dumy. W końcu ktoś porządny w tej rodzinie.
W końcu Tiara Przydziału zakończyła swoją pracę, a dyrektorka McGonagall ruchem ręki zapełniła stoły jedzeniem. Chwilę później sala wypełniła się odgłosami rozmów, śmiechów i uderzania sztućców o talerze.
David podniósł szklankę z sokiem dyniowym i krzyknął:
- Za nowych Ślizgonów!
Reszta stołu poszła za jego przykładem i dołączyła do toastu.
Nie minęła chwila, a pojawił się przy nich James. Jego kuzynka Rose, ciągnęła go za rękawy szaty, ale nawet to i krzyki jego kuzynów Freda i Louisa nic nie pomagały, chłopak darł przed siebie niczym tornado.
- Al, co ty sobie myślisz?! - warknął, zatrzymując się za bratem.
- James, ja nie...
- Siedziałeś na tym pieprzonym stołku prawie godzinę, tylko po to, by dostać się do.. do.. do nich?!
- James...
- Och, teraz James, James, ale chwilę temu...
- Zjeżdżaj stąd, Potter – Jake rzucił chłopakowi ostre spojrzenie – Pragnę przypomnieć, że twój stół jest po drugiej stronie sali.
- Nie wtrącaj się, Lestrange, to nie twój interes – odwarknął James.
- Tak się składa, że Albus jest teraz uczniem mojego domu, więc owszem – mój interes. A teraz zjeżdżaj.
- Nie będziesz mi rozkazywał, ty mo... - zaczął Potter, jednak przerwał mu głos profesora Zabiniego.
- Jest jakiś problem, panowie?
- Owszem, jest! Mój brat...
- Jest teraz moim podopiecznym, więc jeżeli zrobił coś, co panu przeszkadza, proszę kierować się z tym problemem do mnie.
- Poczekaj, aż ojciec się o tym dowie - James rzucił jeszcze nienawistne spojrzenie w stronę brata, po czym wyszarpując się z uchwytu kuzynki odszedł szybkim krokiem z powrotem na swoje miejsce. Fred i Louis uśmiechnęli się pocieszająco w stronę Albusa.
- Nie martw się, Al, za niedługo mu przejdzie – odezwał się Louis.
Albus pokręcił przecząco głową, wpatrując się uparcie w swój pusty talerz.
- Znasz go – dodał Fred – Chwilę się popluje, ale koniec końców odpuści.
- Nie tym razem – odezwał się Albus słabym głosem.
Dwójka chłopaków nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć, więc oddaliła się z powrotem.
Rose podeszła do kuzyna i położyła mu rękę na ramieniu.
- Al, możemy chwilę pogadać?
- Nie – wychrypiał chłopak – Nie teraz.
Rose skinęła głową z zrozumieniem i ze smutkiem dołączyła do kuzynów.
Przez chwilę przy ich części stołu panowała cisza. W końcu odezwała się Samantha.
- No to co, kto wybiera się potajemnie do Hogsmade po Piwo Kremowe i słodycze? Trzeba uczcić nowy rok szkolny, nie?
David i Andrey wymienili ze sobą znaczące spojrzenia.
- My się tym zajmiemy – zadeklarowali jednocześnie, wstając od stołu – Najlepiej od razu.
Zaczęli wstawać z ławek.
Lydia wychyliła się w stronę Albusa i powiedziała, tak by nikt oprócz niego nie usłyszał:
- Nie martw się, Al. Masz teraz nas.
I po raz pierwszy odkąd go zobaczyła, ujrzała na jego twarzy uśmiech. Słaby, ale szczery.