Z radością przedstawiam Wam prolog nowej Krwi! (tak, wcześniejsza wersja nawet nie miała prologu D:)
Jak już pisałam wcześniej, jest parę rzeczy pozmieniane, jednak to wciąż ta sama historia i mam nadzieję, że będziecie czytać ją z przyjemnością.
No i jak zawsze - przymilnie żebrzę o komentarze (':
___________________________________
Słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, zalewając swoim ciepłym blaskiem góry i doliny. Drzewa rzucały coraz dłuższe cienie, kolorowe promienie wesoło migotały na tafli płynącej rzeki. Przy wodospadzie niedźwiedzie walczyły o skaczące ryby, na brzegu ptaki czekały na resztki tego, co zostanie z posiłku brunatnych drapieżników.
W oknie zamku stojącego na zboczu jednej z gór stał mężczyzna, przyglądający się niedźwiedziom z daleka. Był wysoki i dobrze zbudowany. Słońce oświetlało jego twarz przeoraną zmarszczkami starości i zmęczenia. Zimne i pełne stanowczości oczy mieniły się wszystkimi kolorami. Na głowę pokrytą szczeciną ciemnych włosów zarzucony miał kaptur czarnego, długiego zdobionego płaszcza, który zaszemrał cicho o kamienną posadzkę, gdy jego właściciel odwrócił się od okna i zrzucił kaptur.
Teraz można było zauważyć ciemne tatuaże wypełzające na jego szyję spod okrycia ramion. Były tylko niezrozumiałymi fragmentami większej całości, lecz nawet z tak niewielkich kawałków widać było słabo bijącą, mętną poświatę.
- Nad tahavad tappa sõbranna – odezwał się - Nagu ka tema sõbrad.
- Nad ei puuduta mind – dodał po chwili, podchodząc do wielkiego, bogato zdobionego biurka i opierając na nim ręce - Aga ilma nendeta ei ole meil tüdruk. Need on olulised tema jaoks. Kas te saate aru?
Z głębi pomieszczenia wyszedł wilk. A raczej stworzenie do wilka podobne, wielkości dorosłego nosorożca. Miał srebrną sierść, złote oczy, a wokół niego unosiła się niewielka, błyszcząca mgiełka.
Zwierzę uniosło górną wargę, odsłaniając imponującej wielkości kły i wydało z siebie głuchy warkot.
Mężczyzna skinął głową.
- Jah. Peame võtma seda varem.
Chwycił jeden z leżących na stole pergaminów i orle pióro zanurzone w fiolce z atramentem. Szybko nabazgrał krótką wiadomość, odczekał chwilę, dając czas na wyschnięcie atramentu, po czym zwinął pergamin, przewiązując go czerwonym sznureczkiem.
Podszedł do stojącej w rogu komnaty klatki i wyciągnął ze środka pokaźnej wielkości ciemno brązowego puchacza. Przywiązał wiadomość do jego nóżki, po czym wypuścił zwierzę na parapet.
- Minerwa McGonagall, dyrektorka Hogwartu – powiedział, otwierając wielkie okno na oścież.
Sowa nastroszyła pióra i zamachała skrzydłami w geście buntu.
Mężczyzna podrapał zwierzę po główce.
- Wiem, że to daleka podróż, Lete. Ale możesz być pewna, że zostaniesz sowicie nagrodzona.
Ptak jeszcze kłapnął dziobem napuszony, po czym wzbił się do lotu.
Jej właściciel patrzył za nią przez chwilę, po czym z powrotem zamknął okno.
- Nie tylko ona się tam będzie musiała wybrać – powiedział do siebie, po czym podciągnął prawy rękaw, odsłaniając dziwne symbole, skrzące się delikatnie.
- Prohvetlik unenägu, Lydia Lestrange – wyszeptał, dotykając jednego z nich, a którego jasna poświata rozbłysła mocniej - See on veri, Lydia. Veri teie esivanemad.
Za oknem szalała śnieżyca, poruszając gwałtownie koronami drzew, które w świetle latarni ulicznych rzucały zbłąkane cienie na ciemne ściany pokoju, w tym na jedną, na której zegar wskazywał 3:37. Na małym łóżku siedziała zamyślona postać z kolanami podciągniętymi pod brodę i pustym wzrokiem zapatrzona w widok za szybą.
Od dwunastu tygodni prawie w ogóle nie spała, odliczając godziny do zakończenia tej męczarni. Tak, gdyby nie ta idiotyczna sytuacja sprzed trzech miesięcy, nie byłoby jej teraz tutaj. Nie żałowała swojego zachowania z tamtego momentu. Wręcz przeciwnie, była z siebie dumna i pewna, że jej dziadkowie też by byli. Żadna niedorobiona Puchonka nie będzie obrażać jej rodziny. Rodzice podzielali jej zdanie, nie omieszkali się też wspomnieć o tym McGonagall.
Sama rozmawiała z matką i ojcem. Ojciec naciskał na przeniesienie jej do Durmstrangu, w końcu to tam uczęszczała jego matka, a jej babka. Ponad to, w ich opinii zagraniczna szkoła górowała nad Hogwartem, głównie ze względu na dziedziny magii na które kładziono tam nacisk.
Mimo tego, coś nie pozwalało jej opuścić Hogwartu. Nie chciała się do tego przyznawać, ale podświadomie wiedziała, że to nie jest kwestia przyzwyczajenia. W Hogwarcie zaczynała piąty rok i uważała to miejsce za swój dom, to prawda, ale ze względu na ludzi. I wcale jej się to nie podobało. Zawsze chciała być osobą samowystarczalną, nie przywiązującą wagi do nikogo i niczego. Niestety, nie potrafiła tak. Nie należała do osób towarzyskich, nie potrafiła też okazywać uczuć tak jak należało. Składała się z samych skrajności a często i przeciwności, a jednak znaleźli się ludzie, którzy pomimo jej wad zaakceptowali ją i którzy pomimo jej pragnienia indywidualności, zostali przez nią zaakceptowani i do których się przywiązała. Nie miała zamiaru ich zostawiać. Dobrze czuła się w ich towarzystwie i była pewna, że zawieranie kolejnych nowych znajomości, budowanie jakiejkolwiek silniejszej relacji byłoby dla niej zbyt ciężkie.
Wiedziała, że większość z jej... przyjaciół wyraziłaby chęć przeniesienia się do Durmstrangu razem z nią, gdyby wystąpiła taka konieczność. Ale Chęci a Możliwości jak od dawna wiadomo leżały na mapie daleko od siebie. A możliwości jej najbliższego przyjaciela leżały wyjątkowo daleko, jeśli nie na innej mapie.
Tak. Można śmiało rzec, że mapa Albusa Pottera leżała na najwyższej półce, w najdalszym regale, w sklepie znajdującym się w dawno zapomnianym miasteczku na drugim końcu świata. Cała rodzina młodego czarodzieja to "najwięksi bohaterowie wszech czasów". Ojciec pokonał Czarnego Pana, a cała reszta wielce przysłużyła się do wygranej w bitwie o Hogwart, która mimo że wydawać mogłaby się być zwykłą bitwą, ważyła losy całego świata czarodziei jak i mugoli. Oświadczenie im, że chce się dobrowolnie uczęszczać do szkoły w której uczą czarnej magii byłoby dla nich jawną zdradą i wyrzeczeniem rodziny. Już sam fakt, że Albus znalazł się w Slytherinie tworzył dla nich dosyć kłopotliwą sytuację, choć nie dawali tego po sobie poznać.
Dziewczyna nigdy nie wypowiadała się źle o rodzinie przyjaciela, w końcu, bądź co bądź, on też był jej częścią, ale zawsze była przekonana, że wybór Tiary Przydziału w jakiś sposób ich podzielił. Nikt o tym nie mówił, ale ona była tego pewna, z resztą jak wszystkich swoich racji.
Dlatego też, ze względu na swoich przyjaciół, opuszczenie Hogwartu nie wchodziło w grę. Jedyną opcją, pozostałą w tej sytuacji, było przyjęcie na siebie kary. Kara, którą odsiadywała teraz, była niczym w porównaniu do tego co powinno ją czekać. Tak naprawdę powinna teraz gnić w jednej z celi Azkabanu. Do końca życia. Nie miała pojęcia dlaczego oprócz małego grona osób McGonagall nikogo nie poinformowała o tym co zaszło. Dlaczego nie zgłosiła do Ministerstwa Magii użycia klątwy Cruciatus na innym uczniu. Każdy powinien to zrobić na miejscu dyrektorki. Każdy. Obowiązkowo. Jednak dyrektorka Hogwartu zawsze wolała działać według własnych zasad. Mimo tego, chyba nikt nie rozumiał postępowania Minerwy w tak poważnej sytuacji. Zamiast wezwać Ministerstwo, by mogło przeprowadzić rozprawę wobec niepełnoletniej jeszcze Lydii, ta wysłała ją na 3 miesiące do świata mugoli. Przez 3 miesiące musiała żyć jak jedna z nich. Jedyny kontakt ze światem magii jaki miała to systematyczne przerabianie materiału, który mieli przerabiać inni uczniowie Hogwartu. Do dyspozycji miała kilkanaście książek. Wszystkie inne magiczne przedmioty zostały w jej sypialni w lochach Slytherinu. Dyrektorka stwierdziła, że nie ma zamiaru jej skreślać z listy uczniów, bowiem wie, że dziewczyna bardzo przysłuży się światu czarodziejów. Dodatkowo wie, że tak naprawdę to nie chciała tego zrobić, nie chciała użyć tej klątwy, a kara, która ją czeka ma służyć także jej bezpieczeństwu. Bezpieczeństwo. Skoro dla McGonagall definicją bezpieczeństwa czarownicy czystej krwi jest pobyt w niemagicznym społeczeństwie, to chyba powinna poważnie zacząć się zastanawiać nad wizytą u św. Munga. No bo przed czym miał by ją niby chronić świat mugoli?
Dziewczyna gwałtownie oparła się plecami o ścianę.
Po za tym, w jakim świecie żyje ta kobieta? Przecież dobrze zna wymagania do użycia zaklęć niewybaczalnych. Jest świadoma tego, że ktoś musi pragnąć krzywdy drugiego, by zaklęcie zadziałało tak jak ma zadziałać. A ona chciała tego bardzo mocno. Z całego serca. Mała wścibska Puchonka, musi wpychać swój długi nos wszędzie gdzie nie powinna. W takim razie musi też ponieść tego konsekwencje. Dobrze wiedziała, że Cedrella, jest czułym punktem Lestrange'ów. Żaden ród czystej krwi nie obnosiłby się z śmiercią potężnej czarownicy, która zginęła z ręki szlamy. Ponadto ta żałosna uczennica z Huffelpuffu, wyzywając resztę jej rodziny zasłużyła na Cruciatusa. Gdyby tylko Al jej nie powstrzymał, a McGonagall nie pojawiła się nagle znikąd, ta cała Alice skończyłaby jak rodzice profesora Longbottoma. Mimo tego, dyrektorka nie wszczęła odpowiednich środków. Pamięć Alice została zmodyfikowana tak, że zapomniała o całej tej sytuacji, a ona wysłana tu gdzie teraz, do mugoli.
Ale nie na długo. Za tydzień wróci do Hogwartu, a wtedy rozstrzygnie się co będzie z nią dalej. W końcu spotka przyjaciół, rodziców i brata. Jake. Tak naprawdę to za nim tęskniła najbardziej. Zawsze gdy go potrzebowała był przy niej i służył pomocą. Był dla niej oparciem w każdej sytuacji, zastępował ojca, który nigdy nie miał dla nich zbyt dużej ilości czasu, a gdy już poświęcał im uwagę potrafił być tylko surowy i władczy. Brakowało jej go. Był najbliższą osobą jaką kiedykolwiek miała.
Ześlizgnęła się z łóżka sięgając po Historię Hogwartu, gdzie za okładką wsadzona była jedna z niewielu rzeczy, które pozwolono jej ze sobą wziąć. Zdjęcie. Miała na nim 11 lat. Jej pierwszy rok w Hogwarcie. Jake stał obok niej, dumny, w szmaragdowej szacie do gry w Quidditcha. W tle majaczyły ciemne kontury zamku. Machali do aparatu, a chłopak raz po raz, dostawał w głowę zbuntowanym tłuczkiem. Zaśmiała się słabo z tego widoku, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Otarła ją szybkim ruchem ręki. Ona nigdy nie płacze.
Zresztą został jeszcze tydzień. I znowu go spotka. Jego i przyjaciół. I rodziców. Mimo wszystko ich też jej brakowało. Ponownie wsunęła zdjęcie za okładkę książki, którą następnie odłożyła na biurko. Przykryła się kołdrą, ułożyła wygodnie i zamknęła oczy, by móc w końcu zasnąć i obudzić się o kilka godzin bliżej jej wyjazdu.
Znowu jej się to śniło. Zimno i ciemno. Wycie wilków, krzyki ludzi. Gęsty las, bieg po wąskich zamszonych ścieżkach. Przyspieszony oddech. Nieduża polana, oświetlana przez ogromną tarczę księżyca. Martwe ciała porozrzucane na ziemi. Znowu wycie, tym razem jednego wilka. Białe światło. Zimno. Lód skuwający wszystko wkoło w nienaturalnie szybkim tempie. Krew przy nieboszczykach zabarwiająca lód swoim szkarłatem. I głos. Cichy szept, dudniący w jej czaszce głuchym echem.
To krew, Lydio. Krew twoich przodków.
Tak bardzo się cieszę, że piszesz to opowiadanie, że dosłownie pisnęłam z radości, gdy zobaczyłam prolog. Jest cudowny i nie mogę się doczekać dalszej części <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://zimno-zimno.blogspot.com/
Ścielę się,
Węgielek Ech
Jakoś nie spotkałam się z komentowaniem, kiedy ostatni raz dreptałam ścieżkami tego opowiadania. Bywa. Jednakże bardzo ucieszyła mnie wiadomość o powrocie jednego z lepszych opowiadań o młodym pokoleniu (a może to to ślizgońskie podejście i wilki, mogę być nieobiektywna...). Też nie dawno podjęłam podobną decyzję co do mojego opowiadania. Czasami nie jest łatwo, ale wydaje mi się, że warto. Nie przedłużając, życzę powodzenia i nie ukrywam, czekam co dalej.
OdpowiedzUsuńNiech bogowie będą przychylni,
Fortis
Wreszcie.
OdpowiedzUsuńCzekałam i molestowałam Cię na ask'u od marca ?
Prolog bardzo fajny.
Troszkę mi żal, że usunęłaś poprzednie opowiadanie, ale mam nadzieje, iż to okaże się tak samo dobre lub lepsze.
Ask'owa Raisssaaa.
przywitam cię gifem z Królem Piekła, a co. http://media-cache-ak0.pinimg.com/originals/ec/9f/10/ec9f10f2422bb6ff7707459412c15210.jpg
OdpowiedzUsuńat first i was like "wtf, dlaczego w Hogwarcie są niedźwiedzie o.o". to tak tylko sobie wspominam, bo mogę.
SOŁ. NIE MYŚL SOBIE, MOJA DROGA, ŻE BĘDĘ SOBIE TO WSZYSTKO TŁUMACZYĆ.
O NIE.
będę żyć w słodkiej niewiedzy :')
"[...] to chyba powinna poważnie zacząć się zastanawiać nad wizytą u św. Munga." kurde, to niby nie jest wymagane ani nic, ale ja jednak wolę, jak się nie używa skrótów w opowiadaniach xD
"Ponadto ta żałosna uczennica z Huffelpuffu, wyzywając resztę jej rodziny zasłużyła na Cruciatusa." Słońce ty moje. Hufflepuff XD
"Pamięć Alice została zmodyfikowana tak, że zapomniała o całej tej sytuacji, a ona wysłana tu gdzie teraz, do mugoli." Idk, takie to trochę naciągane. No bo nie można sobie ot tak bezkarnie zmodyfikować pamięci, no i skąd pewność, że nikt oprócz uczestników zdarzenia tego nie widział? W Hogwarcie zawsze przecież było tak, że nawet jak coś było utrzymywane w największej tajemnicy, to i tak wszyscy o tym wiedzieli xD Aaaand, kto konkretnie wyjechał? Alice, pamięć, czy Lydia?
I ostatnie zdanie. Skoro to czyjaś wypowiedź, to weź ją w jakiś cudzysłów czy cokolwiek.
WIESZ JAK GŁUPIO SIĘ CZUJĘ, POPRAWIAJĄC STARSZĄ SIOSTRĘ? XDD Żeby mi to był ostatni raz!
Nie mam pojęcia, kiedy przeczytam pierwszy rozdział, ale spodziewaj się komentarza jak tylko mi się uda ^^ Ogólnie rzecz biorąc, jaram się bardzo twoim powrotem, bardzo mi ciebie brakowało <3
Możesz mnie nazwać hipokrytką albo jakkolwiek inaczej, ale GDZIE JEST ROZDZIAŁ NA NB?! CHCEMY ROZDZIAŁU NA NB!
Nie wiem, czy ten komentarz w ogóle jest w jakimś stopniu zrozumiały, ale oby był xD
Wooooo :O
OdpowiedzUsuńCzytałam tego bloga dawno temu i pamiętam że nie mogłam się oderwać od komputera tak mi się podobał <3 i nagle mi się przypomniało :O ! o.o
Wchodzę a tu wersja odnowiona!
Hahaha no to czytam od nowa <3 mam nadzieje że będzie równie super co kiedyś :3
Pozdrawiam :D
Swoje zdanie wyrażę po nadrobieniu wszystkiego ;)
Lece czytać :3 i zostawić chamską reklamę w spamowniku xD